Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nu właź, mówie!
Ale tak nie możno!
Czemu?
Ja tak nigdy jeszcze.
To zaczniesz.
Nie!
I odwraca sie plecami. I nie wiadomo czemu popłakiwać zaczyna, chlipie po cichutku, pochlipuje.
Czego beczysz?
Ona nic, chlipie.
Czego beczysz?
Za Jadzio.
Ot, tobie masz, przypomniała! Ona dawno tam, dzie jej dobrze.
Ja chce znowuś.
Co?
Nu, zaciężyć.
Zaciężysz, nie bojś. Bedziesz jeszcze miała tego dobrego, aż za dużo.
Ale ona mowi, żeby więcej nie rodzić: troje jest, starczy.
Jaka ona?
Uczycielka.
O, psiapara, jak to wszędzie nos wtyka! Sama rucha sie jak krolica, a komu odradza!
Nie odradza. Tylko mowi, żeb na pusto.
Na pusto?
A ja chce zaciężyć.
No to właź.
Ale wstydze sie.
Wstydzi sie, cholera!