Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło. A na przypiecy chrr, uchch, chrr uchch szum taki, jakby traczy belke piłowali, piła jeździła to wte to wefte. Ale to nie traczy, któż by traczował na piecy, tatko to, tato pod kożuchiem dosypiajo nocy.
Za ściano słychać drugie wstawanie: trzeszczenie łożka, pokaszliwanie, marmotanie, ktoś zbiera sie, szykuje tak samo jak ja: to Michał, brat, słychać bo ściana cienka, z deskow, deskami tatowa chata między synów na połowki przedzielona.
Ot i pomału sie wstało. Oczy patrzo, niby widzo, ale ślepe, tylko na pamięć wiedzo dzie kołyska, piec, ceberek, dzie dżwi: ide półślepo, odmykam półomackiem, zawias zapiszczał, kury przestraszyli sie w sieniach, szurajo na drabinie, grechoczo. Wychodze za prog, na kamień.
I teraz jakby taki był, coby słyszał naraz ze wszystkich podwórzow, to on by posłyszał teraz w wiosce jeden wielki szum i pomyślałby: co to? Czy grad nadciąga i wiater wleciał do wioski? Czy deszcz zaszurał raptem po liściach? A może to wróbli wielko plago wlecieli w ogrody i szepoczo w trawie?
Nie, to nie wiater, nie deszcz, nie wróbli. Taki, co słyszał ten szum, jakby on jeszcze do tego móg widzieć przez ściany i ciemno, taki zobaczyłby na progach i kamieniach czterdziestu gospodarzy: Jurczakow, Bartoszkow, Mazurow, Koleśnikow, Litwinow, Orelow, Prymakow, Dunajow, Kozakow, czterdziestu chłopa by zo-