Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mywania się od mówienia wiele o małych. „Przyjemniej nam — mówi lord Beaconsfield — słyszéć skąpą rozmowę tych, co zwykle milczą, niż nieustanne potoki wymowy niezmordowanego gadacza. Pierwszy wprawdzie mniéj gada, ale więcéj mówi.”
Kiedy ś-ty Franciszek Salezy odwiedzał Paryż, wiele pań zgłaszało się do niego o radę. Raz zebrało się ich całe koło i wszystkie razem mówiły. „Moje panie — wyrzekł święty, — bardzo chętnie odpowiem na wszystkie wasze pytania, skoro tylko odpowiecie mi na jedno: Coby się stało w zebraniu, w któremby wszyscy mówili, a nikt nie słuchał?” Gospodyni domu cieszy się zwykle, gdy wszyscy mówią, a nikt nie słucha, bo myśli, iż goście jéj się bawią; są jednak tacy, którzy woleliby mniéj słów, są to spokojni ludzie, a oni także czasem zasługują na uwzględnienie.
Parę lat temu, w Londynie, w czasie salonowego koncertu, ci, co mieli być słuchaczami, wszczęli głośną rozmowę. Dyrektor, który już nieraz doświadczył podobnéj przykrości, urządził wówczas odpowiednią sztuczkę. Wśród najhałaśliwszéj części, na dany znak, fortepian, skrzypce, wiolonczela naraz umilkły. Stało się to ku wielkiemu przerażeniu towarzystwa, które całe prawie zajmowało się rozmową. Głośno i wyraźnie rozbrzmiał wówczas wśród nagłéj ciszy srebrny głos kobiety, mówiącéj do sąsiadki: „My zawsze smażymy je w słoninie.” Była to zapewne nader szacowna informacya, dobrze jeszcze, iż nie usłyszano rzeczy mniéj niewinnych, — mówiąca jednak powinna się była zastanowić, iż są chwile, w których należy milczéć.
Francuzki margrabia, sławny ze swéj wymowy, miał pod tym względem ustalone zdanie, a rady jego