Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nikogo, coby nam drzwi otworzył. W końcu chłopiec, mieszkający w sąsiednim domu, dostał się przez dach do wnętrza i wpuścił nas. Pokój, w którym znajdował się chory, był zupełnie ciemny, ale on nas widział, bo stałyśmy we drzwiach otwartych, i krzyknął z radości, że wreszcie zjawiła się przy nim żywa dusza. Zapaliwszy świecę, znalazłyśmy się w bardzo małéj, zawalonej izdebce, gdzie w kącie leżał skulony starzec. Rozpaliłyśmy ogień, zagrzały wody, zamiotły i wyniosły całą furę popiołu z komina. Potém umyłyśmy chorego, opatrzyły mu rany, posłały łożko, które nie miało ani prześcieradła, ani kołdry; z jego szczupłych zapasów zdołałyśmy przyrządzić filiżankę herbaty, ukrajały kawałek chleba z masłem i zostawiły go, jak twierdził, zupełnie szczęśliwym. Co rano myłyśmy go, słały łóżko, sprzątały pokój i przygotowywały mu posiłek.”
Głęboką niewiadomość ludu o rodzaju chorob i odpowiednich im środkach charakteryzuje fakt następny: „Stara kobieta cierpiała od ośmiu miesięcy na wodną puchlinę i wyobraziła sobie, iż leżenie stan jej pogarsza, przez cały więc ten czas siedziała na łóżku i w ten sposób tylko spała. Nie chciała także się umyć, utrzymując, iż spotkanie się dwóch wód — jest to jéj własne wyrażenie — musi sprowadzić śmierć natychmiastową. Potrzeba było wielkiéj wymowy i cierpliwości ze strony dozorczyni, ażeby jéj to wyperswadować.”
Towarzystwo odbiera nader liczne listy, pełne podzięk i wdzięczności dla dozorczyń. Oto jeden z nich, pisany przez biedną pracownicę, któréj kilkoro