Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i ruchu, — więc my, schodzące pokolenie, potrzebujemy zetknięcia z tém, co dopiero żyć zaczyna. My mamy zbyt mało złudzeń — dzieci ich mają zawiele. Skłonni jesteśmy do podejrzeń, a zatém blizcy niesprawiedliwości, — one nie wątpią o dobrém i przez to samo są nieraz bliższe prawdy od nas. Często sądzimy o rzeczach pod wpływem rozdrażnienia, bo ciągłe zawody uczyniły nas mało pochopnymi do nadziei. Młodzi ludzie mają wprost sprzeczne usposobienie: nie wątpią oni o prawdzie, wierzą w sprawiedliwość, są zwykle pełni poświęcenia, ufni w powodzenie.
W ten sposób my, ludzie zahartowani, niekiedy znajdujemy w dzieciach równie silną pomoc, jak ta, którą im dajemy. „Czego nie dopełni w naszém wychowaniu kobieta — mówi Göthe, — dopełnią dzieci.” Wierzę więc wraz z Oliwierem Wendell Holmes, iż wiele najpiękniejszych, najszlachetniejszych stron charakteru uświadamia się dopiero wówczas, gdy dziecinne usta wymawiają ten wyraz „ojcze.” Jeśli tak jest z mężczyzną, o wieleż więcéj słowa te stosują się do kobiety. Jest ona nierozwiniętą i niedoskonałą, dopóki dziecię nie spojrzy w jéj twarz i nie nazwie „matką.”
Dzieci są poezyą świata, promieniem światła, źródłem miłości, żywym kwiatem naszych ognisk i domów. Bez nich życie nie miałoby uroku.

Gdyby dzieci nie było tu z nami,
Tylko sami dorośli wokoło,
Ani główek z jasnemi loczkami,
Ani ocząt patrzących wesoło, —