Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Któż ci to pozwolił?
— Gdy co robię, nie mam zwyczaju nikogo pytać o pozwolenie.
— Jak śmiesz na mojej ziemi i z moich drzew łyka obdzierać! — zawołał rozgniewany niemczyk — ja tylko jestem tu panem, i nikt bez mego zezwolenia przebywać tu nie może; jeżeli nie wygrasz zakładów, jakie ci przedłożę, natychmiast marnie zginiesz.
— Zgoda! — odrzekł Uburtis — ale gdy wygram, co mi dasz?
— Kapelusz pełen pieniędzy.
— Dobrze; jakiż więc będzie pierwszy zakład?
— Sprobujemy się, kto silniejszy.
— Bardzo dobrze.
— Więc bijmy się!
— Dajżeż spokój; co tobie do mnie się porywać, kiedy nawet stuletniemu dziadowi memu, który oto o kilkadziesiąt kroków śpi, nie dasz rady.
Mówiąc to, Uburtis wskazał na leżącego opodal niedźwiedzia.
Poskoczył niemczyk do misia i chwycił go oburącz za szyję. Rozbudzony nagle ze snu niedźwiedź rozgniewał się srodze, schwycił go za ramiona, rzucił o ziemię i począł bić potężną swą łapą tak, że niemczyk tylko cicho jęczał. Zmordowany, zbity, z tru-