Strona:Edmund Jezierski - Ze świata czarów.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił utopić się, by odrazu ze wszystkiem skończyć.
W piękny lipcowy ranek wybrał się do poblizkiego stawu, by uskutecznić ten swój zamiar... A szedł ścieżyną, wijącą się wężem wśród złocistych łanów dojrzewającego zboża... Westchnął nieborak żałośnie, gdyż sąsiadów pszenica i żyto stoją prosto jak trzcina, w zwartym szeregu, pochylając tylko ku ziemi pełne ziaren kłosy, a u niego... jedno rżysko, z walającemi się gdzieniegdzie kłoskami, z powbijanemi w ziemię przez grad źdźbłami...
Westchnął raz jeszcze i idzie dalej, rozpamiętywując wszystko, co go dotknęło... Rozmyśla nad tem i coraz większy mu żal życia, choć było mu ono tak ciężkiem...
Rozmyślał tak, rozmyślał, aż wreszcie postanowił poczekać jeszcze, a nuż mu się życie poprawi?
Zawracał więc już do domu, gdy pod przydrożnem drzewem spostrzegł leżącą jakąś postać uśpioną. Podszedł do niej. Była to młoda jeszcze kobieta, odzież na niej była dostatnia, pyłem pokryta, a spała tak mocno, że choć promienie słoneczne prosto na twarz jej padały, nie czuła ich.
Zdjęty litością, poszedł Maciej do niej, aby ją przebudzić, gdyż słońce, padając jej na głowę, łacno mogło mózg przepalić.