Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I z nim podobnąż wykonał operację.
Nie upłynęło nawet pięciu minut, gdy Henryk, rzeźki i zdrów, stał tuż obok Wawrzona.
Żarła go niepohamowana ciekawość przeniknięcia tajemnicy tego wszystkiego, co działo się wokoło nich, zdarcia zasłony z zagadkowego postępowania nieznajomego.
Jeszcze raz więc zwrócił się do niego z zapytaniem:
— Panie, na miłość Boską, powiedz mi, co to wszystko znaczy... gdzie się znajdujemy... co się z nami dzieje?
I w porywie ciekawości i zapału schwycił nieznajomego za ramię.
Lecz natychmiast pożałował tego...
Niewidzialna jakaś siła raziła go z nadzwyczajną mocą, tak że poczuł, iż wszystkie członki zdrętwiały w nim i powaliła go na ziemię, pozbawiając zupełnie ruchu.
Tę siłę poznał przynajmniej odrazu.
Nieznajomy, nie zatrzymując się przy upadłym, wyszedł z pokoju; Wawrzon nachylił się nad przyjacielem starając się przynieść mu pomoc i ratunek.
Długa chwila upłynęła, zanim Henryk odzyskał siłę i mógł przemówić.
— To baterja elektryczna! — zawołał wreszcie, gdy tylko język jego odzyskał możność poruszenia się. Ubranie tego zagadkowego jegomościa zaopatrzone jest w baterję o nadzwyczajnej wprost mocy, prąd z niej puszczony powalił mnie na ziemię.
I wnet zapuścił się w dociekania naukowe.
— Jakim sposobem — zaczął mówić do Wawrzona — jegomość ten może nosić nieszkodliwie