Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyjaciele pozostali sami. Wawrzon wyciągnął rękę do Henryka, mówiąc:
— Dziękuję ci serdecznie. Wybawiłeś mnie z wielkiego kłopotu. Po przybyciu do Rio de Janeiro zwrócę ci tę sumę, gdyż, obawiając się kradzieży, wysłałem swe pieniądze przekazem na bank tamtejszy, zachowując przy sobie drobną tylko kwotę.
— Mój kochany — odrzekł mu poprostu Henryk — uczyniłem to, ażeby nie rozłączać się z tobą, nie myśląc nawet o zwrocie. Lecz zapomnijmy o tej drobnostce. Opowiadaj mi w dalszym ciągu swe dzieje.
— Stanąłem na tem — podjął przerwane tem niespodziewanem zajściem opowiadanie Wawrzon — że zawiodłem się na tem srodze... Przedewszystkiem zamiast przyjaznego i serdecznego przyjęcia spotkałem się wszędzie z wrogiemi wprost wystąpieniami ludu. Sprawcą tego był nauczyciel wioski sąsiedniej, jeszcze uboższej, który liczył na awans po mnie i zawiódł się, i wójt, któremu nie dałem ludu okradać. Wszyscy oni sprzysięgli się przeciwko mnie i tak podburzyli chłopów, że wszędzie, gdzie tylko się zwróciłem, napotykałem na wrogie przyjęcie.
Chciałem walczyć z tą niechęcią, chciałem pokonać ją dobrocią i miłością, lecz okazała się ona silniejszą nade mnie. Przed przemocą siły ustąpić musiałem z zajmowanej posady, którą z triumfem zajął mój przeciwnik, ażeby dalej prowadzić systematycznie swe dzieło ogłupiania chłopów.
Tu, jakby pod nawałą wspomnień Wawrzon