Strona:Edmund Jezierski - Wyspa elektryczna.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opisania, godziny wydawały się wiekami. Nie mogli się doczekać dnia posiedzenia.
Henryk wciąż zabiegał do Rasmusena, rozpytywał go o różne rzeczy, aż wreszcie pewnego dnia poprosił go, ażeby pozwolił mu udać się na wycieczkę podmorską samemu w towarzystwie tylko dwóch ludzi do pomocy.
— Chcę wypróbować swe zdolności w kierowaniu łodzią podwodną — rzekł do niego — zdaje się, że w zupełności posiadłem tę sztukę.
Ku wielkiej radości i zdziwieniu uzyskał z łatwością jego zgodę, czem nieomieszkał natychmiast podzielić się z przyjaciółmi.
W oznaczony dzień wieczorem wszyscy zebrali się w przystani. Statek podwodny czekał na nich gotowy do drogi. W siedli weń. Dwaj ludzie z załogi zamknęli klapę i łódź powoli poczęła się zanurzać w odmętach morskich.
Henryk z dziecinną radością ujął za koło sterowe i nadał jej odrazu odpowiedni kierunek.
Płynęli teraz przed siebie, płynęli ku wolności, ku tej tak gorąco upragnionej i pożądanej wolności!
Na twarzach Henryka i Wawrzona odbiła się radość. Oblicze tylko doktora Wicherskiego pozostało chmurnem i pełnem niepokoju...
— Czego się pan lęka? — spytał go Henryk — wszak niebezpieczeństwo już minęło. Jesteśmy teraz na pełnem morzu. Za trzydzieści, najwyżej za trzydzieści sześć godzin będziemy na lądzie.
— Wtedy już odetchnę swobodnie — odrzekł doktór Wicherski, — lecz dotąd, dopóki znajduje się w tym okręcie, dopóki jesteśmy w pobliżu tej wyspy tajemniczej, drżę z trwogi, ażeby nam