Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strony południowej ciągnie niezliczona ćma Arabów.
Wieść ta zelektryzowała wszystkich. W jednej chwili pochwycono za broń, i wszyscy stanęli w pogotowiu bojowem, gotowi do przyjęcia nadciągającego nieprzyjaciela.
Trwoga gdzieś znikła bez śladu. Wszyscy przejęci byli teraz jednem tylko gorącem pragnieniem zmierzenia się z wrogiem, starcia z niem, bronienia swej własności przed nim.
Kazimierz Halicz, blady, lecz spokojny, przemówił krótko:
— Nieprzyjaciel się zbliża, — mówił, — nieprzyjaciel nieubłagany, pragnący zagarnąć i zniweczyć to, cośmy wysiłkiem i pracą swoją wznieśli... Nie pozwolimy im triumfować... wszystkich sposobów użyjemy, by się bronić. Lecz przedtem, ażeby uniknąć próżnego rozlewu krwi i niepotrzebnych ofiar, spróbujemy rzecz całą załatwić pokojowo. Wszystkich sposobów użyję, by was ochronić od zagłady, a gdy nie uda mi się to, zginę wraz z wami...
Ta spokojna przemowa przyjętą została przez mieszkańców pełnemi entuzjazmu i zapału okrzykami.
— Zginiemy raczej, a nie pozwolimy, by wróg triumfował! Z tobą razem na śmierć, na walkę!... Prowadź nas! — aż wreszcie wszystkie te okrzyki zlały się w jeden potężny: