Strona:Edmund Jezierski - Katarzyna I.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zobaczył tam grupę ludzi, otoczonych przez żołnierzy z muszkietami w ręku. Na czele jej stał mężczyzna wysoki, chudy, w czarne szaty przyodziany, z tobołkami na plecach, trzymający w ręku jakąś grubą księgę i wykrzykujący urywane zdania w języku cerkiewno-słowiańskim; za nim stała również wysoka, chuda starsza kobieta i kilkoro dzieci różnego wieku, młoda, wysoka i tęga dziewczyna, lat siedemnastu, blondyna, o twarzy nie pięknej, szerokiej, z wystającemi kośćmi policzkowemi, o cerze świeżej, smagłej, purpurowych ustach i błyszczących czarnych oczach, z ciekawością rozglądających się wokoło...
Od czasu do czasu z oczu tych błyskały płomyki wesołości i zalotności, nie będące w zgodzie z trudną i ciężką sytuacją, w jakiej się wszyscy znajdowali.
Generał Szeremetjew wysłuchał szybkiej mowy zbiega, plączącego wyrazy niemieckie z cerkiewno słowiańskiemi i z trudem wyrozumiał, że jest on Johannem Gluckiem, pastorem z Marienburga, że w przeddzień komendant twierdzy zawezwał go z paru innymi obywatelami do siebie i oświadczywszy poufnie, że, nie widząc innego wyjścia, zdecydował wysadzić się wraz z twierdzą w powietrze, radził im wszystkim uchodzić z niej dla ocalenia życia, że zabrawszy też wszystko, co mieli najcenniejszego, uszli, licząc na wspaniałomyślność wodza wojsk jego carskiej mości cara moskiewskiego.