Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

roztrząsanie projektów i rozważanie życzeń naszego posła.
— I cóż powiecie o Fez? spytał go razu pewnego a usłyszawszy w odpowiedzi, iż to piękne miasto dodał: Jeszcze jednę niepospolitą posiada zaletę: jest czyste. Innego dnia zapytał jak wielką może być ludność Marokko. Ale, chcąc nie chcąc, trzeba przecież i do tych utrapionych interesów kiedyś przystąpić! Wówczas to rozpoczynają się omówienia, wykręty, niedopowiedziane słówka, tysiące wątpliwości, niby przyzwolenia, niby odmowy, przeskakiwanie na jakiś inny przedmiot w chwili, kiedy zdawaćby się mogło, że już stanie ugoda, a na ostatku owa wieczna wymówka: Do jutra zatém, do jutra. Nazajutrz powtórzenie tych wszystkich wesołych rzeczy, o których była mowa wczoraj, nowe wątpliwości, nowe przeszkody, nowe zwłoki, objaśnienia słów, jakoby podczas ostatniéj rozmowy niewłaściwie zrozumianych, ubolewania nad tém, iż myśli nasze i myśli innych, źle pojętemi zostały i ciężka, krwawa praca dla biédnego tłumacza, obowiązanego objaśnić dokładnie znaczenie każdego wyrazu. Minister ministrów zsyła się również i na to, że wypada zaczekać na powrót gońców Wysłanych po zebranie pewnych wiadomości do Tangiem i Tafiletu; wiadomości niezbyt ważnych, co prawda, ale które służą do odroczenia sprawy na jakie dni dziesięć. Wreszcie, każde żądanie, choćby najsłuszniejsze, musi wiecznie i zawsze natrafiać na te trzy ważne przeszkody: fanatyzm ludu, upór ulemów, konieczność działania spokojnie, bez wstrząśnień, nie-