Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbliżały się ku nam. Selam, który w téj chwili obok mnie jechał, opisał mi w sposób tak malowniczy najście tych strasznych owadów, że dziś jeszcze pamiętam każde jego słowo; lecz jakże oddać siłę jego ruchów, jego wejrzenia, jego głosu, które wyrażały daleko więcéj niż słowa? „Panie, — to przerażające! Ztamtąd ciągną (i wskazywał na południe). Ta chmura czarna. Z daleka już szum jéj słychać. idą, idą wciąż naprzód; mają swego sułtana, który nazywa się dżeraad i który ich wiedzie. Pokrywają drogi, pola, domy, duary, lasy. Chmura rośnie, rośnie, sunie, sunie, przebywa rzeki, rowy, mury, ogień; pożera trawy, kwiaty, liście, owoce, zboża, korę na drzewach, niszczy wszystko po drodze i ciągnie daléj a daléj. Nikt jéj nie zatrzyma; ani sułtan swém wojskiem, ani wieśniacy płomieniem. Cały naród marokański nie dokazałby tego. I cóż ztąd, że piętrzą się całe stosy nieżywéj szarańczy? Szarańcza żyjąca idzie naprzód. Ginie dziesięć? Rodzi się sto. Ginie sto? Rodzi się tysiąc. W Tangierze ulice szarańczą pokryte, i domy, i ogrody, i cały brzeg morski, i całe morze; wszystko zielone, wszystko rusza się, żyje; potém ginie, cuchnie, gnije. Głód, rozpacz, przekleństwo!“ Tak téż istotnie się zdarza. Smród wydobywający się ze stosów zdechłéj szarańczy sprowadza nieraz zaraźliwe febry, a owo okropne morowe powietrze, które w roku 1799 wyludniło miasta i wioski Berberyi, wybuchło właśnie po jedném z największych najść szarańczy. Kiedy zjawiają się przednie straże tego strasznego wojska, arabowie zbierają się w oddziały