Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znosić, nienawidzę ponownie, gdy nadpływają szczupłe dywidendy moje, ja zaś widzę, jak je pochłaniają następstwa głupoty jego. Strzeż się, bym i ciebie także nie znienawidziła! — dodała, wskazując ostrzegawczo na córkę.
Edyta skuliła się pod nawałem tych słów, ale urąganie zmarłemu ojcu przepełniły ją uczuciem, które niweczyło strach przed skutkami dalszych jeszcze wybuchów gniewu matki.
Stojąc wyprostowana, patrzyła matce prosto w oczy. Twarz miała bladą, a podbródek zadarty spornie w górę.
— Mów o mnie, matko co chcesz! — powiedziała spokojnie. — Ale ojca mego hańbić nie pozwolę. Uczyniłam wszystko, co chciałaś i jestem gotowa wyjść za człowieka, którego cenię jako sympatycznego i miłego, który jednak jest mi równie obojętny, jak pierwszy lepszy przechodzień w ulicy. Składam ci matko tę ofiarę. Nie żądaj jednak, bym porzuciła wiarę w tego, którego wspomnienie stanowi całą wartość mego życia.
Pani Cathcart miałaby była dużo do powie-