Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niu pańskiem! — rzekł urzędnik niecierpliwie. — Czy chcesz pan złożyć zeznanie, czy nie chcesz?
— Nie mam nic do zeznania! — oświadczył Wallis z naciskiem.
Inspektor uczynił gwałtowny gest głową, a Wallis, powtórzywszy ukłon, jaki złożył przed tą rozmową prywatną, wyszedł zwolna na ulicę.
Nikt lepiej od niego nie wiedział jak dokładnie obserwowano każdy jego krok. Zaraz po opuszczeniu gmachu policyjnego uświadomił sobie w pełni, że pozorny próżniak na zakręcie ulicy wziął go na oko i nie przestanie iść trop w trop, zanim go odda do strzeżenia innemu urzędnikowi w ubraniu cywilnem. W ten sposób z jednego obwodu miasta do drugiego będą go śledziły czujne oczy, a podczas snu, zarówno z przodu, jak i z tyłu drzwi jego mieszkania nie zejdą z bacznych oczu śledzącego. Nie mógł się poruszyć, by cały Londyn... a dużo to znaczyło, o ile wkraczało w jego zakres działania,... nie wiedział o każdym jego ruchu.
Mieszkał na piętrze domu ponad sklepem tytoniowym w bocznej ulicy Charing Cross Street. Do tego, małego mieszkanka skierował