Strona:Edgar Allan Poe - Nowelle (tłum. Niedźwiecki).djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmiertelnej potrzebie, bo sprawiało mi to przyjemność zgadywać od czasu do czasu, który przedmiot najprędzej wchłonięty zostanie w ukrop piany na dnie wiru. Przyłapałem się na mruknięciu: — „Ta sosna przepadnie z pewnością najpierwsza, dawszy wprzód straszliwego susa“ — i czułem się rozczarowanym, ujrzawszy, że przeciwnie, szczątki irlandzkiego statku kupieckiego prędzej zapadły w toń. W końcu, bawiąc się już czas dłuższy w zgadywanego, za każdym razem mylnie — i to właśnie dlatego, że się myliłem ciągle — doszedłem do pewnego szeregu wniosków, które przejęły dreszczem moje członki i przyspieszyły bicie mego serca.
Nie nowy przestrach jednak, lecz owszem świt odradzającej się nadziei wstrząsnął mną w taki sposób. Nadzieja ta była częścią wynikiem wspomnień, częścią spostrzeżeń bieżących. Przypomniałem sobie, ile to przeróżnych przedmiotów, porwanych i wyrzuconych następnie przez Moskoestrom, pokrywało wybrzeże Lofodden. W przeważnej części były one potrzaskane w nadzwyczajny sposób, całe w drzazgach — pamiętałem jednak dokładnie, że uderzyły mnie między niemi poszczególne rzeczy, nie zeszpecone nic a nic. Różnicy tej nie umiałem sobie czem innem wytłómaczyć, jak tylko przypuszczeniem, że zmiażdżone szczątki przedmiotów były pewno jedynemi, które uległy całkowitemu wchłonięciu, podczas kiedy na odwrót inne w tak późnem stadyum rozszalenia wirującego odmętu w głąb tegoż