Strona:Edgar Allan Poe - Nowelle (tłum. Niedźwiecki).djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co nam pozwolił szczęśliwie wylądować na zasłoniętem od wiatrów miejscu.
Nie potrafiłbym panu ani dwudziestej części trudności opowiedzieć, z jakiemi mieliśmy w czasie naszych wypraw do walczenia — niedobrze tam żeglować nawet w pogodę — udawało nam się jednakże w końcu zawsze nawet Moskoestromowi bez szkody czoło stawiać; pomimo tego serce zamierało mi często w piersiach, jeżeli się przypadkiem zdarzyło, żeśmy choćby o jednę minutę chybili w wyzyskaniu piętnastominutowej ciszy. Siła wiatru nie była niekiedy tak wielką, na jaką w chwili wyruszania liczyliśmy, skutkiem czego nie posuwaliśmy się naprzód z pożądaną szybkością a prądy uniemożliwiały kierowanie naszym statkiem. Mój brat najstarszy miał ośmnastoletniego syna a i ja miałem także dwóch tęgich chłopców. Mogli oni być dla nas w tych razach dużą pomocą przy zaciąganiu sieci i łowieniu ryb, ale, cokolwiekbądź, chociaż sami nie stroniliśmy od niebezpieczeństwa, nie mieliśmy przecież odwagi narażać na nie naszych dzieci, bo w końcu, trzeba to wyznać: niebezpieczeństwo było rzeczywiście straszliwe.
Kilka dni ledwie brakuje do lat trzech od chwili zdarzenia, jakie zamierzam panu opowiedzieć. Było to 10. lipca 18.., dnia, którego ludzie tutejsi nie zapomną nigdy, szalał bowiem wtenczas najstraszliwszy orkan, jaki kiedykolwiek widziano między niebem a ziemią; a przecież przez całe rano a nawet