Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


dzinę mojej żony, przebywającą w Bostonie i aby przesłali jej załączone przy niniejszym dokumenty.
„John Kent“.

Jimmy blady i drżący, spojrzał w oczy Johna Pendletona.
— Więc ja jestem zaginiony Jamie? — wyszeptał.
— Ojciec twój twierdził, że załączone dokumenty świadczyć mogą o tym, — skinął głową opiekun.
— Więc jestem siostrzeńcem pani Carew?
— Oczywiście.
— Nie mogę się jakoś pogodzić z tą myślą! — Dłuższą chwilę trwało milczenie, gdy nagle twarz Jimmy rozjaśniła się radością. — Teraz już wreszcie wiem, kim jestem! Będę mógł powiedzieć pani Chilton o moich krewnych.
— Przypuszczam, że tak, — odparł sucho John Pendleton. — Rodzina Wetherby jest jedną z najstarszych rodzin w Bostonie. Przypuszczam, że to ją zadowolni. Jeżeli chodzi o twego ojca, to, jak mi mówiła pani Carew, był on trochę dziwakiem, lecz pochodził także z dobrej rodziny.
— Tak. Biedny ojciec! Jakie straszne życie prowadził przez te ostatnie lata, wywalczając dla mnie kawałek chleba. Teraz rozumiem wiele rzeczy, których wówczas wcale zrozumieć nie mogłem. Gospodyni nasza nazwala mnie kiedyś „Jamie“. Boże, jakiż mój ojciec wtedy był wściekły! Teraz pojmuję, dlaczego uciekliśmy tego samego wieczoru, nie czekając nawet na kolację. Biedny ojciec! Wkrótce po tym zachorował. Przestał władać rękami i noga-