mogę zapomnieć tego ostatniego dnia na wycieczce, gdy ujrzałem Pollyannę... Przekonałem się wówczas, że nigdy nie będę miał możności pobiec na ratunek kobiety, gdy ta znajdować się będzie w niebezpieczeństwie.
— Ależ, ależ Carew... — zaczął szeptem Jimmy.
Carew podniósł w górę rękę.
— Wiem, co chcesz powiedzieć, ale nie mów lepiej. I tak tego nie zrozumiesz. Ty przecież nie jesteś przykuty do dwóch martwych kijów. Ty zawsze możesz sobie na wszystko pozwolić. Niejednokrotnie zastanawiam się nad tym, jak to będzie w przyszłości ze mną i... z Sadie. Będę musiał patrzyć spokojnie, jak inni...
— Sadie! — zawołał oszołomiony Jimmy.
— Tak, tak, Sadie Dean. Jesteś zdziwiony. Czyż nie wiedziałeś o tym? Czyż nie domyślałeś się moich uczuć względem Sadie? — zawołał Jamie. — Czyż tak bardzo je ukrywałem? Starałem się nawet o to, ale... — nie dokończył, uśmiechając się blado i czyniąc jakiś rozpaczliwy gest.
— Istotnie, ukrywałeś się świetnie, mój drogi, przynajmniej przede mną, — wybuchnął Jimmy, rumieniąc się mimo woli. Oczy jego zabłysły radością. — Więc tu idzie o Sadie Dean? Cudownie! Winszuję ci po raz drugi i naprawdę ogromnie się cieszę. — Jimmy szalał teraz z radości i podniecenia, tak nadzwyczajne wydało mu się to odkrycie, że Jamie nie Pollyannę kochał, lecz Sadie. W pewnej chwili Jamie potrząsnął głową ze smutkiem.
— Na ten temat nie masz mi jeszcze czego winszować, bo wiesz przecież, że jeszcze z nią nie mówiłem. Przypuszczam jednak, że Sadie się domyśla.
Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/275
Wygląd
Ta strona została skorygowana.