Strona:E Porter Pollyanna dorasta.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oni i tak nie uwierzą, — zaprotestował. — To zresztą długa historia!
— Opowiedz, — zawołała Pollyanna.
Jamie znowu potrząsnął głową, lecz twarz jego nie była już blada i z oczu zniknął ten wyraz smutku i bólu. Patrząc na Sadie Dean, Pollanna zdziwiła się, dlaczego Sadie poprawiła się na swym krześle, oddychając z taką ulgą.
Wreszcie nadszedł oznaczony dzień i wyruszono nowym turystycznym samochodem Johna Pendletona. Przy kierownicy zasiadł Jimmy. Gwar rozmów, dźwięk syreny, głośne pożegnanie i auto pomknęło, kierowane wprawną ręką młodego Pendletona.
W wiele lat później Pollyanna często wracała myślą do tego pierwszego wieczoru spędzonego w obozie. Było to wszystko dla niej wówczas zupełnie nowe i pełne uroku.
O godzinie czwartej stanęli u celu czterdziesto milowej podróży. W ciągu ostatniej pół godziny potężne auto z trudem posuwało się na przód po wyboistej drodze, zupełnie nieprzystosowanej do pojazdów mechanicznych. Dla samego auta, jak również dla kierowcy, ta ostatnia część drogi była wyjątkowa uciążliwa. Lecz dla reszty pasażerów, którzy nie brali na siebie odpowiedzialności za wszystkie wyboje i błotniste kałuże, droga ta była tylko weselszą częścią beztroskiej eskapady.
Miejsce rozbicia obozu znane było Johnowi Pendletonowi z dawnych lat młodości, to też widok tego miejsca powitał radośnie, oddychając z niezaprzeczoną ulgą.