Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dził zaciekawienia ani współczucia — zauważył Ralf, przerywając ogólne milczenie.
— Istotnie, prawie żadne — odpowiedział adwokat.
— Musiało to być dla pana osłodą po poniesionej porażce — zauważył Ralf oschle.
— Dla mnie byłoby to w każdym razie stanowiło osłodę — zapewnił z zapałem literat, podczas gdy adwokat uśmiechał się ironicznie. — Natomiast byłoby mi niezmiernie przykro, gdybym musiał odegrać jakąkolwiek rolę w procesie Peckhama i Solomonsa, których onegdaj stracono.
— Dlaczego właśnie ta sprawa tak pana obchodzi? zapytał gospodarz.
— Ponieważ ci biedacy bynajmniej nie mieli zamiaru uśmiercić tej starej damy, którą napadli.
— Ależ te zbiry udusiły biedaczkę w jej własnem łóżku, jej własną poduszką!
— To obojętne — odparł srogi literat — W każdym razie nie morderstwo było celem ich napadu na staruszkę. Cóż oni temu winni, że ta stara warjatka narobiła takiego wrzasku, że musieli zatykać jej usta! Nie udało się im i na tem właśnie polega pech zbrodniarzy!
— Istotnie, pecha mieli ci spokojni, wzorowi złoczyńcy, pełniący najprzykładniej w świecie swój zawód — dodał ironicznie lord Thbrnaby. A gdy zwrócił się do Ralfa, uśmiechając się z zarozumiałą pewnością siebie, wiedziałem, że część programu wieczoru, którą można było nazwać „wypróbowaniem Ralfa“, dobiegała końca. Obliczono widocznie dokładnie, że tę część wieczoru zakończy podanie szampana. Nie omieszkałem wyrazić mojego uznania na widok tak pożądanej zaprawy naszej uczty. Ralf zaś śmiał się z, dowcipu naszego nadętego gospodarza tak serdecznie, z miną tak nieświadomą grozy sytuacji,