Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wej, wybierając to, co znajdywałem dla siebie odpopowiedniem. Mam blond włosy i wówczas nosiłem je długie, używając do tego żelazka pani Crutchley zafryzowałem je zręcznie, poczem włożyłem na głowę duży filcowy kapelusz z piórem, tak nienadający się do pory roku, jak suknia wełniana w kraty oraz boa z piór na szyi; poczciwa lady zabrała naturalnie z sobą wszystkie ubrania letnie do Szwajcaryi. Stanowiło to dla mnie tem większą niedogodność, że dzień był gorący; rad też usłyszałem wracającego do domu Raffles'a w chwili, gdy rozrumienione policzki chłodziłem pudrem ryżowym. Zauważywszy, że on wchodzi do biblioteki, kończyłem strój starannie. Zamierzałem napędzić mu strachu, jak na to zasługiwał, a następnie przekonać go, że mogłem tak dobrze jak on wychodzić w przebraniu na ulicę. Kładąc tedy rękawiczki pana pułkownika na ręce, zeszedłem spokojnie do sali jadalnej, służącej również za bibliotekę. Paliło się w niej światło elektryczne, którem świeciliśmy w ciągu dnia zwykle, a w tem świetle ujrzałem postać tak groźną, jakiej nie spotkałem dotychczas od chwili prowadzenia występnego życia mego.
Wyobraźcie sobie muskularnego w średnim wieku mężczyznę, o ciemnym zaroście, z twarzą bladą, wyrazem chłodnej i okrutnej stanowczości, przypominającym oblicze Raffles'a w chwilach najgwałtowniejszego uniesienia. Był to, nie mogłem wątpić, pułkownik a zarazem inspektor więzień we własnej osobie! Czekał na mnie z rewolwerem w ręku, wyjętym z szuflady biurka, do którego mój przyjaciel nie chciał zaglądać; szuflada była otwartą a przy zamku wisiał cały pęk kluczy. Złowrogi uśmiech wykrzywił pergaminową twarz gospodarza tak, że jedno zmrużone oko nie-