Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wyjechał? — powtórzyłem zdumiony — gdzież mógł jechać tak wcześnie?
— Do Szkocyi.
— Jakto? kiedy?
— Pociągiem, wychodzącym o jedenastej minut dziesięć w nocy.
— W nocy! Sądziłem, że odjedzie o jedenastej minut dziesięć rano?
— Domyślał się on takiej pomyłki z pańskiej strony, skoro nie przyszedłeś go pożegnać. Kazał mi panu powiedzieć, że o tej godzinie rano nie odchodzi żaden pociąg.
Byłbym mógł drzeć szaty z gniewu na siebie i na Raffles’a. Nie wątpiłem, że z właściwą sobie przebiegłością chciał się mnie pozbyć.
— Czy zostawił jakie zlecenie? — pytałem zasępiony.
— Dał dyspozycye tyczące się skrzynki. Pan Raffles mówił, że pan obiecałeś czuwać nad nią w czasie jego nieobecności; mam przyjaciela, któryby mógł wynająć na przewiezienie wózek. Należność zaspokoiłby pan Raffles.
Przyznać muszę, że nietyle ciężar, ile rozmiary przeklętej skrzyni wprawiały mnie w kłopot, gdym wiózł ją obok klubu przez park o godzinie dziesiątej rano. Jakkolwiek w tył się cofałem, nie mogłem ukryć osoby mojej, a tem więcej ogromnej okutej paki: podrażniony, wyobrażałem sobie, że zrobioną była nie z drzewa, lecz ze szkła, przez które świat cały mógł widzieć podejrzaną jej zawartość. Raz spotkany konstabl za naszem zbliżeniem podniósł w górę laseczkę, a ja złowrogie znaczenie przypisywałem tej zwykłej ceremonii. Gdy ulicznicy biegli za nami — może to nawet nie za