Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tworzyłem w ogrodzie i przekonałem się z żalem, i i były puste.
To mówiąc Raffles sięgnął ręką po skórzane pudełka wyjęte przezemnie z kieszeni, lecz zamiast mu je oddać, spojrzałem towarzyszowi śmiało w oczy, tak, że mógł z tego jednego spojrzenia domyślić się tajemnicy mojej.
— Nie potrzebujesz do nich zaglądać — oświadczyłem — one także są puste.
— Kiedy otwierałeś do nich?
— Na wieży.
— Pozwól mi je obejrzeć.
— Proszę.
— W tem pudełku musiałbyć złożony wychwalany przez ciebie, Bunny, naszyjnik.
— Prawdopodobnie.
— A to futerał po brylantowym dyademie.
— Niewątpliwie.
— Pani Guilemard nie miała tych klejnotów na sobie, jak trafnie przepowiadałeś i o czem przekonaliśmy się naocznie.
— Wyznam ci wszystko szczerze, Raffles’ie — odparłem, wpatrując się w niego wzrokiem przenikliwym — wolałbym o fakcie zamilczeć, ale kłamać przed tobą nie mogę.
Klejnoty zostawiłem w wieży. Nie myślę się usprawiedliwiać, ani tłomaczyć; działałem zapewne pod wpływem wspomnień, jakie budził we mnie widok tej miejscowości; skrupuły owładnęły sercem mojem w ostatniej chwili, gdy ciebie już nie było, a ja zabierałem się do odejścia. Przypuszczałem, że spuszczając się po piorunochronie, mogę kark skręcić, co było mi obojętnem, lecz przerażała mnie myśl, że pa-