Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie ręczyłbym za to — wtrącił bladawy sekretarz, rzucając badawcze wejrzenie należącego bez zmysłów Raffles’a — czy zaglądałeś już pan do swoich trofei i sprawdziłeś, że są nie naruszone?
— Nie przekonałem się jeszcze o tem.
— Możesz w takim razie oszczędzić sobie trudu — mówił yankes, sięgając pod stół i wyciągając stamtąd czarną, znaną mi dobrze torebkę; używał jej zwykle Raffles do kradzieży drogocennych przedmiotów. Torebka tak była wyładowaną, że sekretarz dźwigał ją dwoma rękami, zanim położył na stole. Po chwili wyjął z niej pas wysadzany kamieniami, ofiarowany Barney’owi przez mieszkańców stanu Newada, popiersie jego srebrne i złotą tablicę, dar obywateli Sacramento.
Widok skarbów omało nie straconych, czy też myśl, że dotknąć się ich ośmielił złodziej, wprawiła atletę w tak szaloną wściekłość, że zaczął kopać leżącego bez zmysłów Raffles’a, póki ja i sekretarz nie zdołaliśmy temu zapobiedz.
— Ostrożnie, panie Maguire — przestrzegał mały yankes — wypada ratować zemdlonego może tylko człowieka.
— Szczęśliwym mógłby się nazwać, gdyby ujrzał jeszcze światło dzienne.
— Sądzę, że należy wezwać telefonem policyę.
— Nie wcześniej, aż ja z nim załatwię rachunek; jeżeli nie wyzionął ducha, muszę twarz jego usiekać na salceson, a zęby krwią przepłucze, zanim policyanci przyjdą zabrać, co z niego zostanie!
— Słabo mi się robi od takich pogróżek — mówiła dama w cekinach — powinienbyś ofiarować mi co na