Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 01.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kataru wiatr morski, który widocznie nie może tu znosić żednego słodkiego głosiku, żadnych innych tonów, prócz chrapliwego hallo myśliwskiego.
Mówiąc te słowa baron, a właśnie siedziałem naprzeciwko niego, rzucił na mnie przeszywające spojrzenie. Do mnie więc mówił, nie do sąsiada. Obok mnie była panna Adelajda, ta zarumieniła się cała, wlepiła oczy w talerz przed nią stojący, a bawiąc się i stukając widelcem, szepnęła mi:
— Jeszcze dziś zobaczysz Serafinę, jeszcze dziś słodkie twe piosenki uspokoją chore jej serce.
Gdy Adelajda wymówiła te słowa, naraz, zdało mi się, jakobym zostawał z hrabiną w nieczystych, zakazanych stosunkach miłosnych, które strasznie, może zbrodnią skończyć się mogły. Ostrzeżenie dziadka zaciężyło mi na sercu. Cóż teraz miałem czynić? Nie widzieć jej więcej? Dopóki w zamku zostawałem, było to niepodobieństwem, a gdybym chciał opuścić zamek i wrócić do miasta — także nie mogłem. Ach, zbyt mocno czułem, abym nie miał dość siły zbudzić się z marzenia, które mnie kołysało fantastycznem szczęściem miłości. Adelajda wydała mi