Strona:E. T. A. Hoffmann - Powieści fantastyczne 01.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tronem Najwyższego, tam jest twoje miejsce. Wynoś się ze świata, do którego już nigdy należyć nie możesz!
Tak mówił stary z większą niż pierwej mocą; i stało się, jakby powietrzem przeciągnął płacz stłumiony i zmieszał się z odgłosem burzy, która właśnie srożyć się zaczęła. Wtedy starzec postąpił ku drzwiom i zatrzasnął je tak silnie, że aż się rozległo w pustym przedsionku. W jego głosie, ruchach i postawie było coś nadludzkiego, co mnie głęboką bojaźnią przejęło. Kiedy usiadł w fotelu, wzrok miał osobliwie rozjaśniony, złożył ręce i modlił się po cichu. Zaledwie kilka minut upłynęło, zapytał mnie głosem tkliwym, za serce chwytającym, który jemu tak był właściwy:
— No i cóż kuzynku?!
Przestrachem, grozą, trwogą i świeżą bojaźnią przejęty, padłem na kolana i gorącemi zrosiłem łzami podaną mi rękę. Starzec objął mnie w ramiona i przyciskając do serca, czułym rzekł głosem:
— No, teraz możemy spać swobodnie, kochany kuzynku!
Tak się też i stało, i gdy następnych nocy nie wydarzyło się nam nic nieprzy-