Strona:E. Korotyńska - Złamany krzak.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —

brzeżek klosza, toć nic się napewno nie stanie.
I niepomna na przestrogę, nawet rozkaz surowy ojca, podważyła rączką pokrywę. Udało się to jej nieźle, ośmielona więc powodzeniem, podniosła do góry szklany klosz, który całym ciężarem spadł na krzak porzeczkowy, łamiąc najpiękniejsze gałęzie, przeznaczone do konkursu.
Za ciężkie było pokrycie na siły dziewczątka i oto stała się katastrofa.
Łamiąc ręce i uciekając od miejsca wypadku, biegła Ania w stronę domu, wyobrażając sobie smutek i gniew ojca, żałując za późno swej ciekawości.
— Co pocznę? — myślała zrozpaczona — jak przyznam się do tego występku? jaka kara mię spotka?