Strona:E. Korotyńska - Dwaj Przyjaciele.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 6 —

drogą, ułożył się z przyjemnością wśród zbóż, koło wąskiej ścieżki, aby nie gnieść pełnych już kłosów.
Wnet ukołysały go do snu fale zboża i ćwirkanie usypiających ptaków, a łagodne szmery wietrzyka szeptały mu do ucha: — Śpij, Jasiu sieroto, śpij!
Leżał tak już wiele godzin uśpiony, aż blask słońca obudził go nagle. Wschodziło majestatycznie i po królewsku darzyło promieniami przyrodę.
Lecz co to? okrzyk strachu wyrwał mu się z piersi! Ktoś leżał koło niego i głośno sapał i jakby się skarżył.
Przerażony zerwał się i spojrzał.
Przytulony do murawy leżał pies.
Wychudzony, jak szkielet, żałosnymi oczami patrzał na chłopca.
Chciał się jakby podnieść i uciec. Krzyk bowiem chłopca zdawał się mu