Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dopóki kwiaty wieńczą nam skronie, dopóki słuch nie stępiał na dźwięk lutni, a uśmiech Lidji lub Chloe przyśpiesza bicie serca — winniśmy zniewalać czas, aby dostarczał nam rozkoszy. A pamiętasz o dzisiejszej wieczerzy?
— Któż mógłby zapomnieć o zaproszeniu Glauka?
— Tak... tak I Wiesz co? Odeślę wóz i przejdziemy się razem...
Gawędząc o różnych przedmiotach, szli lekkim krokiem przez ulice ludnego miasta. Zbliżyli się wreszcie do najbogatszej dzielnicy, w której wnętrza sklepów uderzały świetnością i harmonją barw malowideł al fresco. Wodotryski na sprzyżowaniach ulic odświeżały atmosferę dnia letniego. Przed najparadniejszemi sklepami tłoczyli się ludzie, przeważnie ubrani w purpurę. Przez tłum przeciskali się niewolnicy, niosący na głowach wytwornie rzeźbione naczynia z bronzu. Dziewczęta wiejskie nawoływały przechodniów do kupna owoców i kwiatów z ich pełnych koszów. Zamiłowani w próżniactwie bogacze cisnęli się przy marmurowych tablicach wewnątrz winiarni, spijając ochoczo trunek. Strudzeni przechodnie obsiedli ławki pod zabezpieczającemi od skwaru zasłonami z purpury. Ateńska dusza Glauka poddała się łatwo zachwyceniu wobec świetności i gwaru tego życia, które ich tu otoczyło.
— Nie wspominaj mi o Rzymie! — mówił do Klaudjusza. Jego uciechy są zbyt ciężkie. Złocony dom Nerona przytłacza duszę. Wspaniały pałac Tytusa utrudza wzrok, męczy umysł. Przekładam Pompeję. Jej wytworność nie ma w sobie przesady przepychu, upokarzającego naszą mierność!
— Dziwi mnie jednak, żeś na pobyt letni nie obrał raczej uroczej Bai.
— Ależ tam mieszkają uczeni pedanci i nudni poeci!