Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nauczę cię, zuchwalcze — ryknął — co to znaczy grać ze mną rolę Macedończyka. Nie jestem ci Persem, smyku. Dwadzieścia lat zbierałem laury w cyrku. Sam Edytor dał mi znak zwycięstwa — rózgę. A tu malec taki będzie mi prawił nauki.
To mówiąc, tak mocno ściskał palce Lidona, że aż krew z nich trysnęła. Ten wytrzymał, ale zaledwie Burbo puścił jego rękę, skoczył, jak tygrys, na olbrzyma. Za chwilę obaj zwarli się w bojowym uścisku. Otoczyli ich kręgiem zawodowi zapaśnicy i gracz którzy porzucili kości, aby przypatrzeć się zapasom. Ku uciesze widzów, zamiłowanych w każdym widoku okrutnym, z walczących lała się krew. Tłukli się i przewracali po podłodze. Rychło jednak ciężki Burbo znalazł się w trudnem położeniu przyciśnięty piersią młodego przeciwnika. Groziła mu podniesiona nad nim żelazna prawica ciosem, powodującym omdlenie, gdy niespodziewana pomoc zapobiegła takiemu kresowi walki. Stratonika, miła połowica winiarza, której jako zapaśniczce, sam mąż ulegał nieraz, rzuciła się z kolei na Lidona. Teraz Lidon znalazł się w opałach. Wypadło mu walczyć z dwiema osobami, póki widzowie nie zniewolili gospodarza do ustąpienia z pola walki gwoli równości sił bojowych. Ale Lidonowi wcale nie łatwo było wydrzeć się ze szponów żeńskiego rycerza, który nadomiar puścił w ruch zęby. Rozdrażniony śmiechem otaczających go, przyklaskujących hazardowi Stratoniki, pewnej chwili niebezpiecznej wyciągnął nóż.
— Co za zbrodniarz! — krzyknęła z pogardą kobieta. Nosi nóż! Jest-że to godnem gladiatora?
I wypuściwszy z pięści pęk włosów, za które go szarpała, odstąpiła i pośpieszyła opatrzyć rany męża. Ten ostatni już się udobruchał, zwyczajem gladjotorów, rycersko uznających triumf przeciwnika, wyciągnął rękę do Lidona i rzekł: