plemienia Ramazesów. Orzeł panuje nad wężem Nilu...
„Ale nie! wy nie jesteście moimi panami. Dopóki chytrość przemaga nad siłą, a wyrocznie zdołają mamić ludzkość, moja dusza, wyższa mądrością nad was, wiąże was niewidzialnie. Arbaces z waszych występków czerpie rozkosze bogatsze, niźli te, którym hołduje wasza gruba zmysłowość. Wasza praca, niewolnicy dumy, skąpstwa, tytułów i błyskotek władzy, budzi we mnie jeno śmiech i politowanie. Mogły upaść Teby i Egipt z imienia, lecz świat przesądnej wiary dostarczy zawsze poddanych władzy Arbacesa!“
Pogrążony w tych dumaniach zawrócił ku miastu; przeszedł przez ludne forum i zbliżył się do pełnej wdzięku, małej świątyni Izydy, nowej budowli, która zastąpiła zburzoną przed laty szesnastu przez trzęsienie ziemi wielką świątynię, ale już zyskała u Pompejan wziętość zręcznością wyroczni swoich kapłanów, z którymi rzymscy nie potrafili konkurować. Pod parkanem, otaczającym poświęcony obręb, tłoczyli się z poszanowaniem ludzie z różnych klas, przeważnie jednak kupcy. W poświęconem miejscu znajdował się posąg Izydy i tajemniczego bożka milczenia Horusa, w otoczeniu całego dworu marmurowych bożyszcz — Anubisa z psią głową, byka Apisa oraz innych dziwacznych bałwanów egipskich o imionach nieznanych. Po obu stronach poświęconej przestrzeni stały tłumy ofiarników w białych szatach; a w głębi dwaj kapłani — jeden z gałązką palmową, drugi ze snopkiem zboża, przyciągali uwagę pobożnej ciżby, wyczekującej w progu.
— Co was zgromadza w tej chwili przy ołtarzu czcigodnej Izydy? — zapytał Arbaces w przejściu znanego już nam ze wstępu powieści Djomedesa.
— Jesteśmy kupcy. Wysyłamy jutro flotę handlową do Aleksandrji. Chcemy dowiedzieć się, jaki czeka ją los.
Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/24
Wygląd
Ta strona została przepisana.