Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I pochylił się nawznak. Serce jego bić przestało.
A Glauk, porywając za sobą Nidję, mknął, jak wicher, do domu Arbacesa, aby uwolnić Jonę. Niewolnicy rozbiegli się, zapomniawszy o uwięzionej. Grek usłyszał z zamknięcia krzyk ukochanej, w mgnieniu oka wywalił drzwi, wyniósł wpółomdlałą z rozkoszy spotkania, powiązanej z grozą otaczającego niebezpieczeństwa, ocucił ją z pomocą Nidji i wszystko troje, trzymając się za ręce, jęli uciekać.
Szczęśliwie zdążył na ratunek Jony; czas był największy. Albowiem, kiedy wychodzili z pałacu, Glauk usłyszał liczne głosy i poznał głos Arbacesa. Egipcjanin na czele orszaku powracał, aby zabrać swoje skarby i Jonę i uciec nazawsze z Pompei. Dwaj nieprzyjaciele otarli się o siebie, lecz Arbaces nie rozpoznał Greka, a ten odgadł go tylko po migającej w ciemności bieli szat, znikłej na krańcu pałacowego korytarza, w którego okna u sufitu zajrzała błyskawica.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W mroku grasowały hyjeny ludzkie.
Burbo spotkał swego krewniaka Kalenusa.
— Świątynia twoja — rzekł doń — jest pełna złota i kosztowności. Zagarnąć je i uciec za morze — nie jest-że najodpowiedniejszem w takiej chwili. Kto nas za to sądzić będzie?!
— Masz słuszność! Idźmy. Podzielimy się.
Ołtarz bogini otaczały tarzające się na ziemi i we łzach modlące się postaci kilku kapłanów. Minęli je, skradając się do skarbu. Kalenus przypadł po drodze do ofiarnego stołu i począł pożerać ostatki strawy.
— Jak możesz jeść teraz? — fuknął Burbo.
— Ma się apetyt po wygłodzeniu się przez dwie doby — odparł tamten.