Strona:Dziennik Dolnośląski, 1990, nr 0 (31 sierpnia).djvu/07

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Nomenklatura
na plebanii



JAROSŁAW KAŁUCKI



ka. Wybrała dom. Ale i stanowisko, po interwencji Gminnej Rady Narodowej, zachowała. Wreszcie 18 grudnia 1987 roku Jureczkowie kupili działkę nr 176. Ze względu na stan budynków obniżono cenę o 50 proc. Wyszło półtora miliona.
Kołomyja zaczęła się w zeszłym roku na wiosnę, gdy Jureczkowie pomalowali dom od zewnątrz i gdy okazało się, jak ładnym budynkiem jest niepozorna, szara plebania.
Rada Parafialna powołała Społeczny Komitet Odzyskania Plebanii z Janem Wąsikiem na czele, tym samym, który w 1956 wyrzucał z plebanii rolnika, i który pała chęcią odwetu za to, że dom dostał się Jureczkom, a nie jego znajomemu. O tym komitecie dowiedzieli się wtedy, gdy po przeprowadzonej na jego wniosek kontroli w czerwcu 1989 roku dostali od dyrektora ds. wyznań Urzędu Wojewódzkiego pismo, że wszystko jest w porządku i że o odzyskanie plebanii może starać się ksiądz, a nie żaden komitet czy rada parafialna, nawet jeśli podpiera się listą z 200 podpisami.
To nieprawda, powiadają Jureczkowie, że cała wieś jest przeciwko nim. Mają przeciwników, ale mają i popleczników. Z księdzem stosunki też układają się poprawnie. Mają tylko mały żal do proboszcza — im mówił, że nie jest zainteresowany odzyskaniem plebanii ze względu na wysokie koszty utrzymania, a dwa dni później na kazaniu oświadczył, że podjęto takie kroki.
Wcale nie siedzą tu jak na beczce prochu. Na dobrą sprawę, to nawet gdyby okazało się, że rzeczywiście była to kiedyś własność Kościoła — co jest, ich zdaniem, bardzo wątpliwe — to po pierwsze, dom nabyli od państwa, a po drugie, ustawa o przejmowaniu majątków kościelnych wyłącza roszczenia wobec nieruchomości użytkowanych przez rolników indywidualnych. Innymi słowy, to sprawa między parafią a gminą, która będzie musiała zaspokoić jakoś roszczenia Kościoła, o ile będą one uzasadnione.

*

Wraz z realną możliwością usadowienia się tuż przy skupowanych przez lata hektarach, los zrządził szereg korzystnych zbiegów okoliczności. Strażacy z inicjatywy przewodniczącego GRN Rota, zaczęli budować nową remizę w czynie społecznym, ale nie bez dotacji załatwionych przez przewodniczącego w województwie. Lokatorzy z piętra plebanii otrzymali mieszkania w Złotym Stoku. Naczelnik gminy Kłodzko nie tylko obniżył o 50 proc. cenę (do 1,5 mln zł) ale także zwolnił Jureczków od jednorazowej wpłaty 20 proc. ceny, przedłużył okres spłat rat z 20 do 40 lat i okres, w którym rat się nie spłaca do 7 lat oraz obniżył oprocentowanie z 5 do 2 procent.
Łatwo wyliczyć, że gdyby nie nowe przepisy kredytowe, to sprawą inflacji Jureczkowie otrzymaliby ten dom w prezencie. Każdy niemal wie, że decyzje o przydziałach lokali mieszkalnych wydaje nie kto inny, jak naczelnik.
Wszystkie natomiast kwestie proceduralne, takie jak zgoda tzw. aktywu wiejskiego, protest rady narodowej, dotyczące odwołania naczelnik Jureczkowej, to śmiechu warte przedstawienie, jak twierdzi Kazimierz Wąsik, szykujący się obecnie na stanowisko zastępcy burmistrza członek Społecznego Komitetu Odzyskania Plebanii (jego ojciec jest przewodniczącym) i do 1988 roku przewodniczący Komisji Rolnej GRN.
— Kto z rady sołeckiej czy kółka rolniczego podskoczyłby wtedy naczelnikowi, dzielącemu węglem, nawozami i materiałami budowlanymi? — pyta retorycznie Wąsik.
Ale on, Wąsik, również był przy podejmowaniu decyzji GRN o sprzedaży plebanii. Mógł protestować.

*

— Cygany, szabrowniki — to wstęp i zakończenie wywodów zagadniętego o sprawę plebanii przewodniczącego SKOP, Jana Wąsika, zwłaszcza gdy wiąże się to z nazwiskiem Jureczek.
W 1946 roku jako przewodniczący Rady Parafialnej przejmował ją od niemieckiego księdza i od tego momentu walczy o to, żeby plebania była plebanią.
— Ludzie mnie ciągle pytają co z plebanią, władzy już nie wierzą, bo jak takiej rzeczy załatwić nie można... żołądkuje się Jan Wąsik. — Jak ona plebanii nie odda, to tu ani zgody, ani miejsca dla niej nie będzie.
Dla księdza Tomasza Błaszczyka, od 1989 roku wikarego parafii Złoty Stok, korzystny zbieg okoliczności przy sprzedaży działki nr 176, uzupełniony takimi informacjami jak ta, że do końca urzędowania wszystko, co dotyczyło budynków w Mąkolnie zastrzeżone było tylko i wyłącznie dla naczelnik Jureczkowej, że tuż przed sprzedażą odmówiono w gminie świadectwa kwalifikacji rolniczych jednej z kandydatek (rodzice chcieli przekazać jej 38 ha) — wszystko to układa się w logiczny ciąg, to jednak tylko następstwo, ewentualne oczywiście, bo ksiądz Błaszczyk waży każde słowo — kwestii, nad którą głowi się obecnie Komisja Majątkowa Przedstawicieli Rządu i Episkopatu Polski: czy plebania była po wojnie plebanią?
W rejestrach gruntów, według pracownicy UG, gdzieś w połowie lat 60 była wzmianka o tym, że działka nr 176 to własność kościelna. Owej pracownicy trzeba jednak uwierzyć na słowo, bo owe rejestry... zaginęły.
Ksiądz Błaszczyk duże znaczenie przywiązuje do pozwu o eksmisję rolnika przeprowadzoną w 1956 roku. Pozostał jedynie pozew i fakt, że eksmisję przeprowadzono, bo akta sprawy w ząbkowickim sądzie... zginęły.
Istotny dla sprawy jest również egzemplarz pisma Gromadzkiej RN do kurii z prośbą o wynajęcie plebanii. Ma go ks. Błaszczyk, w gminie natomiast... zaginął.
Zniknęły dokumenty pośrednio stwierdzające kościelną własność działki nr 176. Próżno też szukać odwołań parafii od decyzji WRN we Wrocławiu jeszcze z 1972 roku, która regulując sprawy majątków kościelnych przyznała parafii kościół i kapliczkę w Mąkolnie, zapominając o plebanii.

*

Na podstawie tej to decyzji działka nr 176 stała się własnością gminy a z czasem tej gminy naczelnika. Nie było, twierdzi Cecylia Jureczek, żadnych odwołań, choć Kościół miał na to całe dwa lata.
A jednak zachowało się odwołanie, nie w dokumentach gminnych oczywiście, od tej dziwnej decyzji, na której napisano, że odwołać się można ale równocześnie przybito pieczęć, że jest to decyzja ostateczna. Ale skoro nie ma tego odwołania w gminie, to gmina zawsze może powiedzieć, że nic o tym nie wiedziała.

*

A co zrobią proboszcz z wikarym? Zawsze myśleli, że mają plebanię, dopóki nie okazało się, że w majestacie prawa stała się ona własnością Jureczków. Jeśli nawet Komisja Majątkowa stwierdzi, że była to własność Kościoła, to i tak gmina, a nie Jureczkowie, zapłaci odszkodowanie, bo Jureczkowie to rolnicy indywidualni i ich praw naruszyć nie można. Można natomiast próbować udowodnić, że wykorzystano tu stanowisko służbowe, ale — zdaniem ks. Błaszczyka — stoi to pod wielkim znakiem zapytania. Nie dlatego, że wywalono by rodzinę na bruk — Jureczkowie mają w Mąkolnie jeszcze kilka budynków, w tym co najmniej jeden budynek mieszkalny, choć zarejestrowany jako budynek gospodarczy. Chodzi o to, że trudno jest wpakować własnych parafian w tarapaty.



Szkoła Języków Obcych
„GLOB”
zaprasza
po wakacyjnej przerwie

ANGIELSKI. AMERICAN ENGLISH. NIEMIECKI. FRANCUSKI.
WŁOSKI. SZWEDZKI. CHIŃSKI. JAPOŃSKI

• uczymy dzieci i dorosłych, na różnych poziomach zaawansowania
• szybko i solidnie – w bezstresowej atmosferze
• kursy rano i po południu, także sobotnio-niedzielne
• bonifikata dla stałych słuchaczy – do 8 września!
Zapisy: Wrocław, ul. Łaciarska 28. tel. 44-20-47 – w dni powszednie od 14 do 18, w soboty od 10 do 14.



Jak założyliśmy gazetę

potrzeb Zarządu Regionu, a nie na działalność wydawniczą.
Protokolant podczas kwietniowego posiedzenia ZR odnotował, iż „Frasyniuk zarzucił Wójcikowi specjalne rozognianie sprawy” zaś „Wójcik wyraził protest przeciwko sformułowaniu pretensji przez W. Frasyniuka i stwierdził, że ma jedyne wątpliwości co do działalności gospodarczej”.
Trzy miesiące później umowa o utworzeniu spółki NORPOL-PRESS została zawarta. Ustalono, że kapitał zakładowy wynosi półtora miliarda złotych i dzieli się na tysiąc udziałów. „Solidarność” objęła 514 udziałów, Orkla 400, „Prefabet” 80. Sześć udziałów zostało wykupionych przez trzech pracowników spółki jako zaczątek mającego rozwinąć się w przyszłości akcjonariatu pracowniczego.
W aneksie do umowy znalazł się zapis dotyczący profilu wydawanego przez spółkę pisma: „Polityka wydawnicza dziennika oparta będzie na podstawowym założeniu, że będzie on całkowicie wolny i niezależny, nawet od swoich właścicieli. Opinia dziennika będzie ograniczona do artykułu wstępnego zawsze opartego na zasadach wolności, niezależności i stałego umacniania demokracji i praw jednostki w społeczeństwie. Są to te same założenia, które przyjęła dla swojej pracy wydawniczej 10 lat temu Solidarność — ze skutkiem dzisiaj widocznym. Mimo to, dziennik nie będzie organem Solidarności, będzie mógł być nawet zasadniczo opozycyjny wobec Solidarności i swoich właścicieli i będzie zawsze przedstawiał swój profil wydawniczy na zasadach wyżej opisanych”.


Nasi drukarze przeszli „dogłębne” szkolenie w Norwegii.
Foto: Juliusz Zieliński

Umowa wraz z zawartą w niej koncepcją pisma nie wszystkim przypadła do gustu. Podczas sierpniowego zebrania Zarządu Regionu pojawiły się kolejne wątpliwości. Tomasz Wójcik domagał się ekspertyz prawnych, twierdząc, iż część punktów umowy nie jest dla strony polskiej korzystna. Z kolei za niekorzystny dla związku uznali niektórzy brak możliwości zwolnienia dziennikarzy z powodów... politycznych.
Za postawionym po burzliwej dyskusji wnioskiem o zaciągnięcie 305 milionów złotych kredytu na uzupełnienie wkładu spółki głosowało 13 osób. Przeciw było 10.

Drugie dno sporu

— Jest to kolejna rozgrywka polityczna wewnątrz związku — twierdzą w jego siedzibie przy pi. Czerwonym. Dodają, iż konflikt ciągnie się od czasów waśni między RKW a RKS, uosabianymi z jednej strony przez Frasyniuka, z drugiej zaś przez Wójcika. Ostatnio podczas regionalnych wyborów, obaj starali się o fotel przewodniczącego Zarządu Regionu.
Po utworzeniu ROAD, którego Frasyniuk został liderem, tarcia wewnątrz związku przybrały na sile.
— Teraz nie ulega wątpliwości, że za związkowe pieniądze Frasyniuk załatwił sobie gazetę. Kilku działaczy ROAD jest już zatrudnionych w spółce — skarżą się członkowie dawnego RKS.
Nazajutrz po zarejestrowaniu spółki z listem protestacyjnym do Komisji Rewizyjnej zwrócił się Jan Waszkiewicz, delegat na Zjazd Krajowy związku. Oświadczył, iż zawiesza płacenie składek, bowiem nie życzy sobie, aby wspierano nimi powstanie dziennika, który nie będzie gazetą związkową, lecz, niewykluczone, że organem ROAD.
Jednocześnie z MKK związku (obejmującej 11 wrocławskich zakładów) nadeszło pismo zarzucające przewodniczącemu Zarządu Regionu odejście od działalności związkowej. Pismo zawierało wniosek o udzielenie przewodniczącemu votum nieufności.
W Komisji Rewizyjnej przyznają, że na wniosek ten złożyło się wiele okoliczności. Rosnące bezrobocie, brak jasnego programu działania związku, pogarszające się warunki życia.
— Sądzę, że bezpośrednim detonatorem jest tu jednak zaangażowanie się Frasyniuka w ROAD i w niezależną od związku gazetę — mówi przewodniczący Komisji Rewizyjnej Antoni Tarczewski. — W sytuacji, w której związek stoi przed wyborem sposobu obrony pracowników, a w swoim zapleczu słabnie, są tylko dwie możliwości: albo liderzy przestawią się wyłącznie na obronę związku, albo zdeklarują politycznie i przejdą do pracy politycznej lub samorządowej.
Komisja Rewizyjna podejmuje uchwałę, w której wyraża wątpliwości związane ze stroną prawną umowy spółki oraz stwierdza, iż skandalem jest, że udziałowcy pisma powstającego przy finansowym wsparciu „Solidarności” nie tylko nie chcą sprecyzować jego oblicza ideowego, ale — co gorsze — dopuszczają wręcz możliwość opozycyjności wobec związku.
— Ten dziennik nie może być niczyim organem — tłumaczy Władysław Frasyniuk. — Zespół nie może być skrępowany narzuconą z zewnątrz wizją. To jest interes, w którym liczy się rentowność i poczytność pisma. Chcemy, aby przyniosło ono społeczne oraz finansowe korzyści regionowi.
Redaktor naczelny „Dziennika Dolnośląskiego” Włodzimierz Suleja, człowiek „Solidarności”, mówi, że nie będzie robił gazety propagandowej.
— Nasz dziennik musi być niezależny od zmiennych trendów politycznych. Zaangażowałem dziennikarzy z różnych środowisk. Sądzę, że reprezentowana przez nich różnorodność opcji w większym stopniu pozwoli nam na oderwanie się od tak powszechnego w naszym kraju myślenia jednotorowego.
Nieco zdezorientowany już przedstawiciel strony norweskiej ma na ten temat tylko jedno do powiedzenia. Oprócz zysku chodzi mu jedynie o to, aby nie była to gazeta komunistyczna. Akurat to życzenie wydaje się do spełnienia.

PIOTR ADAMCZYK