Strona:Dzieje Baśki Murmańskiej.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wymiętosiwszy go sempiterną, żeby się móc usadowić wygodnie. Przytem dymiła z mokrego futra w mroźne powietrze kłębami pary, niby pęknięty piec kaflowy. Siedząc tak i parując, oddawała się marzeniom.
Marzyła, jak marzy dziecko ludzkie, zanim pierwszy raz poczuje, że czuje, i pomyśli, że myśli.
Czasami w jej marzeniach bezosobistych, powolnych jak tętno natury podbiegunowej, powstawał obraz, którego nie rozumiała, wspaniały jak rozblask zorzy borealnej[1].
Wzruszenia przedziwne podnosiły się z dna jej duszy, niby owe pęcherze powietrza, które z dna poruszonej wody rosną ku powierzchni sznurami jakoby szklanych paciorków, niżących się na niewidzialna nitkę. Czuła wówczas, że coś łechce ją w gardzieli, coś łaskoce w nozdrza. Więc poczynała kichać po kilkadziesiąt razy raz po raz.
Baśka, jak się tylko wzruszyła, rozpoczynała zaraz kichać. Brano jej to za złe. Kichanie wydawało się gromadzie niedźwiedziej dziką nieobyczajnością, jak wogóle wszystko, co nie było w zgodzie ze zwyczajami, uświęconemi wśród niedźwiedzi od dnia założenia północnego bieguna. Baśka od zwyczajów odbiegała, gdyż w przeciwieństwie do rówieśnic była skłonna do silnych wzruszeń bez powodu, a w następstwie tego — do kichania.

Wynikły stąd poważne zatargi z otoczeniem,

  1. borealna = północna. Zorze północne bywają pełne blasku i długotrwale.