Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   266   —

Gremio.  Toć jest świadkami stwierdzony spisek, aby wszystkich nas oszukać.

Wincenc.  A gdzie się podział łotr przeklęty, Tranio,
Który mi stawić tak krnąbrnie się ważył?
Baptysta.  Jakto? mów jasno, czy to nie mój Kambio?
Bianka.  Kambio się teraz na Lucencya zmienił.
Lucencyo.  Wszystkie te cuda dziełem są miłości.
Miłość dla Bianki w Trania mnie zmieniła,
A Tranio w mieście rolę mą odgrywał,
Aż mi nakoniec udało się przybić
Do lubej szczęścia mojego przystani.
Co Tranio robił, robił na mój rozkaz,
I przez wzgląd na mnie, ojcze, wszystko przebacz.

Wincenc.  Rozetnę nos temu łotrowi, który do turmy chciał mnie posłać.
Baptysta  (do Lucencya). Ale jakto, panie, zaślubiłeś moją córkę, nie pytając o moje pozwolenie?

Wincenc.  Nie trwóż się panie, rzecz całą załatwię,
Niech się przód tylko na łotrze tym pomszczę.

(Wychodzi).

Baptysta.  A ja przód zgłębię hultajstw tych tajniki (wychodzi).
Lucencyo.  Nie blednij, droga, ojciec twój przebaczy.

(Wychodzą: Lucencyo i Bianka).

Gremio.  Wyszedłem z kwitkiem; za drugimi śpieszę —
Straciłem wszystko — ucztą się pocieszę (wychodzi).

(Petruchio i Katarzyna występują na przód sceny).

Katarz.  Idźmy zobaczyć, jak się wszystko skończy.
Petruchio.  Chętnie, lecz przody pocałuj mnie Kasiu.
Katarz.  Co? na ulicy?
Petruchio.  Alboż się mnie wstydzisz?
Katarz.  Nie ciebie, ale całować się wstydzę.
Petruchio.  Chcesz więc do domu, jak z wszystkiego wnoszę.
Katarz.  Już dam ci całus, tylko zostań, proszę.
Petruchio.  Słodka Kasiuniu, lubię cię i chwalę;
Boć lepiej późno, aniżeli wcale. (Wychodzą).