Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   230   —

Jak uczciwemu przystało domowi;
W moim folwarku sto krów dojnych stoi,
W moich oborach wołów sto dwadzieścia,
A w miarę tego całe gospodarstwo.
Prawda, że w lata zaszedłem już trochę,
Lecz niechaj moją będzie, póki żyję,
Wszystko to dla niej, choćbym jutro umarł.
Tranio.  Z całej perory koniec tylko dobry.
Mnie teraz słuchaj; bogatego ojca
Jestem jedynym synem i dziedzicem;
Jeśli dostanę córkę twą za żonę,
W murach bogatej Pizy jej zostawię
Trzy albo cztery tak pięknych kamienic,
Jak piękny w Padwie dom starego Gremia;
A dwa tysiące dukatów intraty,
Z mych żyznych łanów na wiano jej piszę.
Co, panie Gremio? trochem cię uszczypnął.
Gremio.  W ziemi intraty rocznej dwa tysiące!
Dóbr moich wartość tyle nie wynosi;
Wszystko jej daję, a w dodatku okręt,
Co dziś w Marsylii stoi na kotwicy.
Co, czy cię jeszcze okręt mój nie zdławił?
Tranio.  Rzecz to wiadoma, Gremio, że mój ojciec
Ma trzy okręty podobne twojemu,
Dwa galiony i galer dwanaście:
Wszystkie są dla niej, i jestem gotowy
Każdy twój prezent natychmiast zdublować.
Gremio.  Nic więcej nie mam, com miał, wszystko dałem,
Dać jej nie mogę więcej, jak posiadam,
Lecz dam jej siebie i wszystkie, co moje.
Tranio.  Wedle podanych przez ciebie warunków,
Pobiłem Gremia, dziewczyna jest moją.
Baptysta.  Prawda, że lepsze twoje są ofiary;
Niech teraz ojciec twój donacyę stwierdzi,
Daję ci córkę, inaczej przepraszam;
Co będzie z wiana, gdy umrzesz przed ojcem?
Tranio.  To są wybiegi; on stary, ja młody.
Gremio.  Nie umierająż młodzi tak jak starzy?