Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 9.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   131   —

Ale choć jestem krwi jego dziecięciem,
Nie jestem córką jego charakteru.
Lorenco, jeśli nie jestem zwiedzioną,
Wnet chrześcijanką będę i twą żoną (wychodzi)!


SCENA IV.
Wenecya. — Ulica.
(Gracyano, Lorenco, Salarino, Solanio).

Lorenco.  Podczas wieczerzy wymkniemy się skrycie,
W mojem mieszkaniu maski pobierzemy,
I za godzinę będziemy z powrotem.
Gracyano.  Jeszcze nam braknie wiele przygotowań.
Salarino.  Nie mamy jeszcze giermków do pochodni.
Solanio.  Jeżeli wszystko nie jest jak należy,
Mem zdaniem, lepiej rzecz całą odłożyć.
Lorenco.  Wszakże dopiero co czwarta wybiła,
Mamy więc jeszcze całe dwie godziny.

(Wchodzi Lancelot z listem).

Jakie nowiny niesiesz, przyjacielu?

Lancelot.  Niech pan list ten odpieczętuje, może tam znajdzie jakie nowiny.

Lorenco.  Ach, znam tę rękę! o, piękna to ręka!
I bielsza, bielsza, aniżeli papier,
Na którym pisze.
Gracyano.  Nowiny miłości.
Lancelot.  Z pozwoleniem wielmożnego pana.
Lorenco.  Gdzie idziesz?

Lancelot.  Zaprosić mojego dawnego pana żyda na wieczerzę do mojego nowego pana chrześcijanina.

Lorenco.  Weź to dla siebie. A pięknej Jessyce
Powiedz tajemnie, niechaj na mnie liczy.

(Wychodzi Lancelot).

Proszę, czy będzie co z tej maskarady?
Co do mnie, mam już giermka do pochodni.
Salarino.  Ja mego idę szukać.
Solanio.  I ja także.