Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Byłaś piękniejszą, kiedy rosłaś sama!
Belaryusz.  Smutku, kto wszystkie przepaście twe zgłębi,
Kto muł odgrzebie i przystań pokaże,
Gdzie najbezpieczniej łódka twa zawinie?
Boskie stworzenie! Sam Jowisz wie tylko,
W jakiego męża urósłbyś z latami;
Ja wiem, żeś upadł pod smutku ciężarem.
Jak go znalazłeś?
Arwirag.  Bez ducha, jak teraz.
Na ustach jego słodki siedział uśmiech,
Jakby go mucha we śnie łaskotała,
Nie śmierć zatrutem ukąsiła żądłem;
Prawy policzek o poduszkę oparł.
Gwider.  Gdzie?
Arwirag.  Na podłodze. Ręce tak skrzyżował;
Myśląc, że usnął, żeby go nie zbudzić,
Zdjąłem obuwie podbite gwoździami.
Gwider.  Toć on śpi tylko. Jeżeli nas rzucił,
To grób dla niego łożem tylko będzie;
Mogiłę wróżki będą nawiedzały,
Żaden się robak do niego nie zbliży.
Arwirag.  Przez lato, póki ta grota mym domem,
Fidele, grób twój kwiatami uwieńczę,
Znajdziesz pierwiosnek blady jak twe lica,
Dzwonki niebieskie jak żył twoich linie,
I róże nie tak jak oddech twój wonne.
Czerwonogardły rudzikby je przyniósł
Na twą mogiłę w miłosiernym dzióbku;
(Dzióbku, zawstydzasz bogatych dziedziców,
Zostawiających ojcowskie popioły
Bez monumentu), a kiedy już zima
Chłodnym oddechem wszystkie zwarzy kwiaty,
Płaszczem mchów grób twój odziałby litośnie.
Gwider.  Skończ, niewieściemi nie igraj słowami
Z tem, co poważne, co tak uroczyste.
Ostatniej ciału należnej usługi
Nie odwlekajmy czczych słów pirzechwałkami.
Do grobu!