Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niema tak zdrowego zewnątrz, jak to, które z ciebie paruje.
Kloten.  Zmieniłbym koszulę, gdyby była zakrwawiona. Czym go ranił?
2 Pan  (na stronie). Nie, zaręczam; nie drasnąłeś nawet jego cierpliwości.
1 Pan.  Czyś go ranił, panie? To chyba jego ciało jest przenikliwym kadłubem, jeśliś go nie ranił; to sito, przez które możnaby przesiać żelazo, jeśli nie raniony.
2 Pan  (na str.). Jego żelazo było zadłużone; tyłami z miasta się wyniosło.
Kloten.  Nie chciał nikczemnik dotrzymać mi kroku.
2 Pan  (na str.). To prawda, wciąż naprzód uciekał do twojej twarzy.
1 Pan.  Dotrzymać kroku? Masz, panie, dostatkiem swoich własnych gruntów, on jednak powiększył twoje majętności, ustępując ci dobry kawał placu.
2 Pan  (na str.). Tyle cali, ile macie oceanów, nicponie.
Kloten.  Wolałbym, żeby nas nie rozdzielono.
2 Pan  (na str.). I ja też, pókibyś nie zmierzył na ziemi, jak długi z ciebie dureń.
Kloten.  I że też ona może kochać takiego jegomościa a mnie odrzucać!
2 Pan  (na str.). Jeśli jest grzechem zrobić dobry wybór, piekło na nią czeka.
1 Pan.  Zawsze ci mówiłem, panie, że mózg jej i piękność nie idą w parze; ładny z niej obrazek, to prawda, ale zauważałem, że dowcip jej nie bardzo błyszczy.
2 Pan  (na str.). Nie rzuca światła na głupców, żeby jej odbicie nie szkodziło.
Kloten.  Ale czas iść do domu. Żal mi jednak, że się wszystko skończyło bez krwi rozlewu.
2 Pan  (na str.). Ale ja nie żałuję, chyba żeby to był upadek osła, co nie wielką jest krzywdą.
Kloten.  Czy chcesz iść z nami?
1 Pan.  Będę twoją strażą, panie.
Kloten.  Więc idźmy razem.
2 Pan.  Chętnie, panie. (Wychodzą).