Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Aż uwieńczymy twój grób trofeami. (Wszyscy klękają).
Niech nikt nie płacze po Mucyusza zgonie,
Bo w sławie żyje, kto za cnotę umarł.

(Wychodzą wszyscy prócz Marka i Tytusa).

Markus.  By myśl odwrócić od bolesnych zdarzeń,
Powiedz mi, jaką sztuki subtelnością
Królowa Gotów tak nagle urosła?
Tytus.  Nie wiem; wiem tylko, że jest cesarzową;
Czy w tem subtelność jaka, Bóg wie tylko.
Czy nie jest dłużną wdzięczności mężowi,
Co ją z daleka do twej chwały przywiódł?
Markus.  Z swego się długu szlachetnie uiści.

(Wchodzą: Cesarz, Tamora i jej dwaj Synowie z Murzynem z jednej strony, z drugiej Bassyanus i Lawinia z Orszakiem).

Saturn.  Tak więc, Bassyanie, odniosłeś nagrodę;
Z piękną małżonką daj ci Boże radość!
Bassyan.  A tobie z twoją! Nic więcej nie dodam,
A mniej nie życzę; tem żegnam cię słowem.
Saturn.  Jeśli Rzym prawa, a ja mam potęgę,
Ten gwałt zapłacisz drogo z przyjaciółmi.
Bassyan.  Nazywasz gwałtem zabranie własności,
Mej narzeczonej, a teraz mej żony?
Niech prawa rzymskie tę rozstrzygną sprawę,
Tymczasem wziąłem to, co było moje.
Saturn.  W krótkich mnie, panie, dzisiaj zbywasz słowach,
Lecz i mój przyjdzie czas, byleśmy żyli.
Bassyan.  Odpowiem, panie, za wszystko com zrobił,
Wedle sił moich, choćby życia kosztem.
Dziś moje względem Rzymu powinności
Jedno mi słowo dodać nalegają.
Ten pan szlachetny, Tytus, na honorze
I na swej sławie ciężko był dotknięty;
Jednak on własną ręką syna zabił,
W gorącej chęci oddania ci córki,
Gniewem szalony, że śmiał opór stawić
W szczerości ducha zrobionej ofierze.
Wróć mu więc łaskę twoją, Saturninie,
Bo w każdym czynie swojego żywota