Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tymon.  Precz z moich oczu, psów fałszywych szczenię
Gniew mnie zadusi, żeś jeszcze przy życiu,
Widząc cię, mdleję.
Apemant.  Bodajeś się rozpękł!
Tymon.  Precz, nudny łotrze! Żal mi, że dla ciebie
Kamień ten tracę. (Rzuca na niego kamieniem).
Apemant.  Bydlę!
Tymon.  Niewolniku!
Apemant.  Ropucho!
Tymon.  Łotrze! łotrze! łotrze! łotrze!

(Apemantus, niby odchodząc, kryje się w głębi).

Obłudny świat ten obrzydł mi i tylko
Przyjmę od niego, co mi jest niezbędne.
A więc, Tymonie, grób sobie przygotuj;
Śpij na wybrzeżu, aby lekka fala
Grobowy kamień co dzień obmywała,
A taki wyryj napis na kamieniu,
Że śmierć twa z innych życia szydzić będzie.

(Spoglądając na złoto).

O, królobójco słodki, drogi sprawco
Rozwodu między synem a rodzicem!
Czystego łoża jasny hańbicielu!
Waleczny Marsie, tyś zawsze jest młody,
Świeży, kochany! Twój rumieniec topi
Śnieg, poświęcony na łonie Dyany!
Widomy Boże, wszystkie przeciwieństwa
Ty w jednym możesz połączyć uścisku!
W każdym języku każdą wygrasz sprawę!
O, ty, probierczy serc ludzkich kamieniu!
Przepuść, że podniósł bunt człek, twój niewolnik,
Twoją potęgą zniszcz ród jego cały,
By mogły bestye tym światem zawładnąć!
Apemant.  Bodaj tak było! — ale po mej śmierci.
Rozgłoszę wszędzie, że znowu masz złoto,
A ujrzysz tłumy twych starych pochlebców.
Tymon.  Tłumy?
Apemant.  Tak, tłumy.
Tymon.  Proszę cię, umykaj!