Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Za daną rozkosz zapiać im chorobą,
Użyj lat młodych; twoich niewolników
Poślij gromadą do łaźni i wanny,
Wskaż na post młodzież o różanych licach.
Tymandra.  Na szubienicę z tobą, potworo!
Alcybiad.  Tymandro,
Przebacz mu, proszę, rozum bowiem jego
Przepadł, utonął w nieszczęść jego morzu.
Dobry Tymonie, niewiele mam złota
I brak ten ciągłych buntów jest przyczyną
W mej głodnej armii. Słyszałem z boleścią,
Że te przeklęte Ateny, niepomne
Twych wielkich czynów, gdy sąsiednie państwa,
Gdyby nie miecz twój, byłyby je zgniotły. —
Tymon.  Każ bić twym bębnom i ciągnij, gdzieś zmierzał.
Alcybiad.  Jak przyjaciela, żal mi cię, Tymonie.
Tymon.  Dziwny to żal jest przyjaciela dręczyć.
Pragnę sam zostać.
Alcybiad.  Więc na pożegnanie
Przyjmij to złoto.
Tymon.  Zatrzymaj je, proszę:
Jeść go nie mogę.
Alcybiad.  Gdy zburzę Ateny,
Na stosach gruzów —
Tymon.  Toczysz z nimi wojnę?
Alcybiad.  A mam powody.
Tymon.  Niech Bóg ich zagładzi
Twojem zwycięstwem! ciebie po zwycięstwie!
Alcybiad.  Za co, Tymonie?
Tymon.  Że się urodziłeś,
Mordując łotrów, ojczyznę twą podbić;
Schowaj twe złoto — idź, idź — weź to złoto —
Bądź jak płanetna zaraza, gdy Jowisz
Nad grzesznem miastem truciznę zawiesi
W zgniłem powietrzu. W pień wszystko wycinaj!
Starca dla siwej nie oszczędzaj brody,
Bo to jest lichwiarz; ni fałszywych matron,
Szaty ich tylko uczciwe, a wewnątrz