Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Toć odrobina tego zmienić zdolna
Czarne na białe, szpetne na urodne,
A złe na dobre, podłe na szlachetne,
Starość na młodość, tchórza na rycerza.
Na co to, bogi? To zdolne odciągnąć
Kapłanów waszych od waszych ołtarzy,
Wyrwać poduszkę z pod głów zdrowych ludzi[1].
Złoty niewolnik ten wiąże i zrywa
Ludzkie przysięgi, przeklętych poświęca,
Każe ubóstwiać hydną trędowatość,
Złodziejom daje godność i pokłony,
Na senatorskiej ławie ich osadza,
Płaczącą wdowę w nowe stadło wiedzie;
Tej, którą nawet szpital trędowatych
Od drzwiby swoich odepchnął ze wstrętem,
Wdzięk i woń daje wiosennego ranka.
Przeklęty prochu, świata wszetecznico,
Ziarno niezgody między narodami,
Znajdę ci miejsce natury twej godne.

(Marsz w odległości).

Co słyszę? bęben? — Potężny złodzieju,
Choć jesteś żywy, tam ja cię pogrzebię,
Gdzie twoich stróżów podagryczne nogi
Zajść nie potrafią. Tylko na zadatek
Tę drobną cząstkę zatrzymam przy sobie.

( Zatrzymuje część złota. — Wchodzą: Alcybiades w wojennych przyborach, przy odgłosie bębnów i piszczałek, Frynia i Tymandra).

Alcybiad.  Kto jesteś?
Tymon.  Bydlę podobne do ciebie.
Bodaj rak serce twe roztoczył za to,
Żeś mi raz znowu twarz ludzką pokazał!
Alcybiad.  Jakie twe imię? Jak możesz do tyla,
Sam będąc człekiem, ludzi nienawidzić?
Tymon.  Jestem mizantrop; brzydzę się ludzkością,
A co do ciebie, pragnę, byś psem został,

  1. Mniemano niegdyś, że wyrywając nagle poduszkę z pod głowy, można było przyspieszyć śmierć konającego