Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oddać mu raczył, co mu się należy.
Tymon.  Przyjdź jutro rano, dobry przyjacielu.
Kafis.  Lecz —
Tymon.  Tylko miarkuj się, mój przyjacielu.
Sł. War.  Sługa Warrona —
Sł. Izyd.  Sługa Izydora
Prosi pokornie o spieszną wypłatę.
Kafis.  Gdybyś mojego pana znał potrzeby —
Sł. War.  Termin upłynął od sześciu tygodni,
Areszt —
Sł. Izyd.  Intendent z niczem mnie odprawił;
Więc wprost do pana udać się mam rozkaz.
Tymon.  Dajcie mi, proszę, odetchnąć. — Panowie,
Raczcie mieć krótką chwilę cierpliwości,
Przyjdę niebawem. (Wychodzą: Alcybiades i Panowie).
(Do Flawiusza).Zbliż się i wytłómacz,
Co się to znaczy, że jestem zmuszony
Krzyków tych słuchać o zaległe długi,
O niespłacone na termin obligi,
Z krzywdą mojego honoru?
Flawiusz.  Panowie,
Nie teraz pora do spraw takiej treści.
Do poobiedzia zechciejcie poczekać,
A ja tymczasem wytłómaczę panu,
Dlaczego dotąd długi nie spłacone?
Tymon.  Zróbcie tak, proszę, moi przyjaciele.
Tymczasem daj im uczciwe przyjęcie (wychodzi).
Flawiusz.  Proszę za sobą (wychodzi).

Kafis.  Czekajcie! czekajcie! Apemantus zbliża się z błaznem, pobawmy się z nimi trochę.

(Wchodzą: Apemantus i Błazen).

Sł. War.  Na szubienicę z tym hultajem! Nawymyśla nam tylko
Sł. Izyd.  Zaraza na tego psa!
Sł. War.  Jak się masz, błaźnie?
Apemant.  Czy rozmawiasz z własnym cieniem?
Sł. War.  Nie do ciebie mówię.
Apemant.  Nie, ale do siebie samego. (Do Błazna). Idźmy!
Sł. Izyd.  (do Sługi Warrona). Już ci na grzbiet wsadził błazna.