Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 8.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poeta.  „Kto śpiewa podłość za nagrodę marną,
Ten muzę plamą napiętnował czarną,
Bo śpiewać cnotę muzy przeznaczeniem“.
Kupiec  (patrząc na brylant).
Prześliczna forma!
Jubiler.  A przytem bogata,
A co za woda!
Malarz.  Z twego zadumania
Wnoszę, że jakąś składasz dedykacyę
Na cześć patrona.
Poeta.  Rzecz tylko natchnienia;
Nasza poezya, to guma, co cieknie
Z pnia rodzinnego. Iskra nie wyskoczy
Z kamienia, póki stal go nie uderzy;
Ale szlachetny płomień nasz, sam z siebie
Bucha i jakby niewstrzymany potok
Wszystkie zapory, pieniąc się, rozrywa.
A ty, coś przyniósł?
Malarz.  Obraz. Powiedz, proszę,
Kiedy na widok wyjdzie twoje dzieło?
Poeta.  Skoro je złożę w hołdzie. Pokaż obraz.
Malarz.  Rzecz nienajgorsza.
Poeta.  Czyste arcydzieło!
Malarz.  Tak, tak.
Poeta.  Cudowne! Jaki w tej postawie
Oddycha urok! Jaka z tej źrenicy
Wytryska siła rozumu i ducha!
Jak wyobraźnia na ustach tych igra!
A ten giest niemy każdy wytłómaczy.
Malarz.  Naśladowanie to życia niezgorsze.
A co mi powiesz o tym tu pociągu?
Poeta.  Powiem: naturze naukę dać może,
Bo sztuka rysom tym nadała życie,
Od życia żywsze. (Kilku Senatorów przechodzi scenę).
Malarz.  Jakie tłumy gości!
Poeta.  Senatorowie Ateńscy. Szczęśliwi!
Malarz.  Patrz, coraz więcej.
Poeta.  Jakby gości potop. —