Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po same łokcie myjmy nasze ręce
We krwi Cezara, krwią miecze zbryzgajmy,
A potem wspólnie wystąpmy na rynek,
Krwawem żelazem machając nad głową,
Wołajmy: Pokój! wolność! i swoboda!
Kassyusz.  Tak, myjmy ręce! Po iluż to wiekach
Na ilu scenach nasz czyn się powtórzy,
W nieznanych mowach, u ludów dziś jeszcze
Nieurodzonych!
Brutus.  Jak często, dla żartu,
Popłynie struga czystej krwi Cezara,
Który dziś leży u stóp Pompejusza
Jak pył bezsilny, w którym się powalił!
Kassyusz.  A ile razy odnowi się scena,
Z ust do ust nasze polecą imiona,
Jak swej ojczyzny oswobodzicieli!
Decyusz.  Czy wyjść na rynek?
Kassyusz.  Idźmy wszyscy razem,
Brutus na czele, my za nim, jak wianek
Serc najdzielniejszych i najlepszych Rzymian!

(Wchodzi Sługa).

Brutus.  Cicho! Kto idzie? Klient Antoniusza.
Sługa.  Pan mój, Brutusie, tak klęknąć mi kazał,
Tak mi zalecił do stóp twych się rzucić,
I słowa jego na klęczkach powtórzyć:
Brutus jest mądry, dzielny i uczciwy;
Cezar był śmiały, królewski, potężny,
I kochający; powiedz, że Brutusa
Kochałem zawsze, żo go dziś poważam;
Mów,“ żem Cezara poważał i kochał.
Jeśli pozwoli Brutus Antoniemu
Przyjść bez obawy, jeśli go przekona,
Że Cezar słusznie był śmierci tej godny,
Mniej umarłego Cezara Antoniusz
Niż żyjącego kochać będzie Bruta,
I wiernie wszystkie trudy z nim podzieli
Na ciemnej drodze nieznanych przeznaczeń.
Mój pan, Antoniusz, mówić mi tak kazał.