Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   265   —

Rygiel.  Dziś jeszcze, dziś jeszcze. Ale czy przypominasz sobie, pani gospodyni, francuskiego kawalera, pod którym gną, się kolana?
Rajfurka.  Czy chcesz mówić o monsieur Veroles?
Rygiel.  O nim właśnie. Chciał wywrócić koziołka po ogłoszeniu, ale na pierwszą próbę wrzasnął boleśnie i przysiągł, że jutro ją zobaczy.
Rajfurka.  Dobrze, dobrze. Co do niego, przyniósł nam tu swoją chorobę, przyjdzie teraz tylko ją odświeżyć. Wiem, że przyjdzie w naszym cieniu grzać swoje talary na słońcu.
Rygiel.  Gdybyśmy tu mieli wojażera z każdego narodu, ulokowalibyśmy wszystkich pod takim szyldem.
Rajfurka.  Zbliż się tu, serduszko. Szczęście ci się uśmiecha. Słuchaj teraz: musisz udawać, że robisz z przymusu, co robisz z chęci, że gardzisz zyskiem tam, gdzie najwięcej zarabiasz. Płacz nad twojem położeniem, to obudzi litość w twoich kochankach; trudno, żeby litość nie zrobiła ci dobrej reputacyi, a dobra reputacya to pieniądz gotowy.
Maryna.  Nie rozumiem cię wcale.
Rygiel.  Wyprowadź ją, pani gospodyni, wyprowadź ją; trzeba zgasić te jej rumieńce bezpośrednią praktyką.
Rajfurka.  Dobrze mówisz, trzeba je zgasić. Toć nawet i narzeczona idzie ze wstydem, gdzieby iść mogła śmiało za reskryptem.
Rygiel.  Jedne z nich tak robią, inne tak nie robią. Ale, pani gospodyni, skoro wytargowałem polędwicę —
Rajfurka.  Chciałbyś ukroić z niej kawałek jeszcze na rożnie?
Rygiel.  Chciałbym.
Rajfurka.  A któżby ci mógł odmówić? No, chodź panienko. Krój twojej sukni bardzo mi się podoba.
Rygiel.  A na teraz nie trzeba go jeszcze zmieniać.
Rajfurka.  Rygielku, przehulaj to w mieście, a trąb wszędzie, co za pensjonarkę mamy w naszym domu; nie zaszkodzi ci powiększona klientela. Natura, kształtując ten kąsek, miała na myśli twój interes; a więc roz-