Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Achilles.  Hektor! Nakoniec! Na nas teraz kolej!
Hektor.  Jeśli chcesz, wytchnij.
Achilles.  Dumny Trojańczyku,
Uprzejmość twoją z pogardą odrzucam.
Na twoje szczęście miecz się mój wyszczerbił;
Winieneś życie mej nieprzezorności,
Ale niebawem znów o mnie usłyszysz.
Więc żyj tymczasem, idź i szczęścia próbuj.

(Wychodzi).

Hektor.  Bądź zdrów! Sił moich oszczędzałbym więcej,
Gdybym przypuszczał, że cię dziś zobaczę.

(Wchodzi Troilus).

Co tam, mój bracie?
Troilus.  Ajax Eneasza
Pojmał przed chwilą; zniesiemyż tę hańbę?
Nie, na to słońce w górze gorejące,
Nie, tak nie będzie! Los jego podzielę
Lub go odbiję. O, Parki, słyszycie,
Niech zginę dzisiaj, bo nie dbam o życie!

(Wychodzi. Wchodzi Rycerz w świetnej zbroi).

Hektor.  Stój! o, stój, Greku! bo piękny cel z ciebie,
Nie chcesz? Twa zbroja piękną mi się zdaje,
I mieć ją muszę, chociażby mi przyszło
Całą ją posiec, spinki jej potrzaskać.
Lotna zwierzyna przez pola szoruje:
Dla twej cię pięknej skóry upoluję. (Wychodzi).

SCENA VII.
Inna, strona placu boju.
(Wchodzi Achilles z Mirmidonami).

Achilles.  Stańcie tu kołem, dzielne Mirmidony,
Słuchajcie pilnie: Przy mym zawsze wozie,
Sił nie marnujcie na bezcelne cięcia;
Lecz kiedy znajdę krwawego Hektora,
Waszych go szabli opalujcie lasem,
Opasanego sieczcie bez litości,